W wiadomościach radiowych usłyszałam, iż władze nie pomogą w zorganizowaniu kolonii polskim dzieciom z Syberii.
Polskie dzieci na Syberii to potomkowie Polaków, którzy zostali pozbawieni rodzin, domu i majątku, niegdyś przez cara a później przez bolszewików i komunistów, i wywiezieni w głąb Rosji.
Zesłani przez cara, układali sobie życie i działali tam, jako „cywilizatorzy”(Miłosz Cz. Rodzinna Europa). „Syberia nazwana jest przez niektórych uczonych przybraną ojczyzną Polaków, a to za sprawą tych naszych rodaków, którzy zapisali się na kartach historii, jako jej niestrudzeni badacze, odkrywcy wielu jej tajemnic czy piewcy jej niezwykłego piękna”( z publikacji Archiwum PAN).
Benedykt Tadeusz Nałęcz Dybowski, odbył studia medyczne i przyrodnicze w Dorpacie i we Wrocławiu a na Uniwersytecie w Berlinie uzyskał doktorat w zakresie medycyny, w 1884 roku mianowany profesorem na Uniwersytecie Lwowskim. Skazany w 1864 roku na 12 lat katorgi i przymusowego osiedlenia najpierw w Irkucku, potem w Kałtuku, uhonorowany został Złotym Medalem Cesarskiego Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego za pracę nad fauną i florą Bajkału oraz Orderem św. Stanisława i tytułem radcy dworu za działalność na Kamczatce.
Jan Czerski, pochodził z rodziny ziemiańskiej, zamieszkałej koło Witebska. Za udział w powstaniu, w 1863 roku, tuż przed maturą, został wywieziony na Syberię. Utrzymywał się z udzielania lekcji, dzięki pomocy innych Polaków rozpoczął badania geologiczne ziem wzdłuż traktu syberyjskiego. Otrzymał nagrodę w Bolonii za opisanie budowy geologicznej jeziora Bajkał, jego imię noszą: Góry Czerskiego-jedno z największych pasm górskich na Zabajkaliu, Pik Czerskiego-szczyt w górach Chamar-Daban, Kamień Czerskiego i Przełęcz Czerskiego. Zmarł w łodzi podczas ekspedycji wzdłuż rzeki Ałdan, ekspedycję kontynuowała żona i syn.
Narcyz Wojciechowski, 27 kwietnia 1867roku, w aresztanckim chałacie, z 40 kopiejkami przybył do wsi Sagajskoje okręgu minusińskiego. Początkowo pracował na roli, później objął funkcję zarządcy u właściciela parowego młyna. Praca była ciężka, po 21 godzin na dobę. Gdy zarobił 500 rubli, część z nich wysłał rodzinie i przeniósł się do Minusińska. Tutaj uzyskał posadę zarządcy w fabryce Gusiewa, a więc gorzelni, fabryki sody i huty szkła-jednego z największych przedsiębiorstw w guberni jenisejskiej. Szukał też złota, był aktywnym działaczem społecznym, swoim wkładem pieniężnym i przykładem przyczynił się do budowy kościoła parafialnego, pełnił funkcję prezesa stowarzyszenia wydobywców złota, był sprawozdawcą na zebraniach do I Dumy Państwowej i na uroczystości 50-lecia uwolnienia włościan z poddaństwa. Na podstawie jego wspomnień, Igor Newerly napisał oddzielny rozdział w powieści „Wzgórze błękitnego snu”. (Sergiusz Leończyk, potomek polskich zesłańców).
Zesłani przez „sąsiadów”, bolszewików i komunistów z NKWD i UB nie mieli takiego szczęścia. Wypędzani na ogół nocą, zostawiali wszystko i jedynie w ubraniu, często w najgorsze mrozy, wywożeni bydlęcymi wagonami i skazani na katorżniczą pracę. Umierali nawet w kolejce po łyżkę strawy, z wycieńczenia i głodu.
Ich zwłokami wypełniano pobocza Kanału Białomorskiego i zalewano betonem. Zesłańcy, realizując plany Stalina, budowali również drogę M56, najniebezpieczniejszą drogę świata czy magadański trakt. To strategiczna droga Jakucji, eksploatowana na okrągło, łączy Jakucję z Morzem Północnym.
Mieszkaniec Jakucji, Celestyn Ciuchciński, syn zesłanego w 1943 roku, pamięta opowieści ojca o tym, jak budował, jako 14-letni chłopiec, tę „drogę śmierci”( nazwaną tak przez mieszkańców ). 14-letni chłopak został uznany za wroga narodu i zesłany do budowy magadańskiego traktu za to, że jego ojciec (dziadek Celestyna) został w 1938 roku rozstrzelany.
Tysiące ludzi zmarło na tej drodze, gdy ktoś padał z wycieńczenia nikt tym się nie interesował, przyjeżdżał traktor i zasypywał ciało. Praca była potwornie ciężka, wykonywana przez ludzi z łagru skazanych na śmierć. Żyli w okropnych warunkach, byli głodni, nie mieli odpowiedniej odzieży a temperatura sięgała -70 stopni C, prace wykonywali ręcznie. „Można sobie wyobrazić jak było im ciężko, to był straszny łagier stworzony przez sowiecką władzę. Nigdzie nie ma takiego cmentarza jak ten magadański trakt, to jedyny taki cmentarz na świecie. Najdziwniejsze jest to, że ta droga została tak starannie i dobrze zrobiona, że służy do dzisiaj. Inne drogi były już wielokrotnie przerabiane i naprawiane” -słowa z dokumentalnego filmu o współczesnej Syberii.
Do dzisiaj w Jakucji używany jest słownik jakuckiego języka, autorstwa Polaka, carskiego zesłańca z 1879 roku, Edwarda Piekarskiego. W 1907 roku ten językoznawca i etnograf otrzymał Złoty Medal Cesarskiej Akademii Nauk za badania nad kulturą Jakutów i Tunguzów. Mieszkał w jurcie wybudowanej dla niego przez mieszkańców, pracował przy świecy, w skromnych warunkach, a tak wiele dokonał. Nie on jeden. Spuścizna Edwarda Piekarskiego znajduje się w Archiwum Rosyjskiej Akademii Nauk w Petersburgu. W Jakucji jest „Pomnik pamięci Polaków, ofiar zesłań XVII-XIX wieku i masowych represji XX wieku a także wybitnych badaczy jakuckiej ziemi”( napis z jednego z wielu pomników w Jakucji).
Polskie dzieci na Syberii są potomkami kiedyś zamożnej inteligencji, która pozbawiona własności i majątku, zesłana na Syberię, w ciężkich warunkach, wykorzystywała swój potencjał intelektualny, przedsiębiorczość, wrażliwość i odnosiła sukcesy.
Wymienione wyżej cechy są dziedziczne, dla dobra nas wszystkich powinniśmy przyjąć potomków Polaków z otwartymi rękoma. Szczyćmy się nimi i ich przodkami, naszymi znakomitymi Polakami, którzy często znani są światu, a nie współczesnym Polakom. A to wskutek polityki establishmentu PRL, prowadzonej przez ¾ wieku. A światu przypominajmy, iż te wszystkie znakomitości to POLACY!
Wybieramy rządzących spośród tych, którzy odziedziczyli wiedzę i metody zarządzania stosowane w PRL, czyli prokomunistyczne. Nie wiedzą jak wspierać przedsiębiorczość, utalentowanych i pomysłowych młodych, dbać o edukację, rozwój nauki, nie znają pojęcia filantropii i odpowiedzialności za społeczeństwo ani za swoje czyny. Nie wiedzą jak dbać o wizerunek Polski. Łatwo sprzedają czy kupują to, co nie ich i co kiedyś zostało bezprawnie zabrane innym. Może należy przekazać potomkom tych, którzy już wielokrotnie dali wyraz swoim umiejętnościom.
W 1989 roku minister kultury i sztuki, prof. Aleksandr Krawczuk otrzymał list:
„Jako spadkobiercy Gustawa Arnolda Fibigera, byłego właściciela firmy Arnold Fibiger Fabryka Fortepianów i Pianin, Spółka jawna w Kaliszu, zwracamy się do Pana Ministra o zwrot przedmiotowej fabryki jej właścicielom bądź wypłatę odszkodowania za przejęcie przez państwo tejże fabryki..”
Gustaw Arnold Fibiger, syn ślązaka o austriackim rodowodzie sprzedaje swój pierwszy fortepian 11 stycznia 1879 roku w Kaliszu. W 1884 siedmiu pracowników produkuje 60 instrumentów, w 1906 roku fortepian z firmy zdobywa Grand Prix na wystawach w Paryżu i Londynie. Wrzesień 1939 roku zastaje orzechowy fortepian z nadrukiem „Arnold Fibiger” na statku płynącym do Nowego Jorku – w drodze na wystawę, na którą fabryka, jako jedyna polska w tej branży, otrzymała zaproszenie. Gustaw III, właściciel fabryki, jako oficer łącznikowy walczy tymczasem nad Bzurą, a w Puszczy Kampinoskiej zostaje ranny w głowę. Trafia do oflagu w Woldenberg, gdzie jest szykanowany za odmowę podpisania volkslisty. Po wojnie wraca do zrujnowanej fabryki, za zgodą władz obejmuje kierownictwo swojej fabryki, ale nie może produkować fortepianów tylko meble. W konspiracji, starzy pracownicy fabryki odtwarzają maszyny i narzędzia potrzebne do produkcji instrumentów. Niestety, wieść o tym dociera do stolicy i kierownik Fibiger otrzymuje pisemne polecenie, aby wszystkie narzędzia do produkcji instrumentów przekazać delegatowi Ministerstwa Kultury i Sztuki. Upór i pasja kierownika Fibigera oraz grupy starych pracowników spowodowała decyzję o kontynuowaniu produkcji pianin i fortepianów, ale już marki „Calisia”, w fabryce, która przeszła na własność państwa za „odszkodowaniem”, i w której Fibiger nie był już kierownikiem, ale konstruktorem. Gustaw Fibiger zakłada jedyne w Europie Technikum Budowy Fortepianów, ale wkrótce zostaje ponownie zdegradowany i wysiedlony z biura do lichej pakamerki na poddaszu. Mimo to, doskonali instrumenty, jego pianino zdobywa w 1973 roku srebrny medal na targach we Frankfurcie nad Menem. Do końca dbał, o jakość i produkcję, bywało, iż dokładał z własnej kieszeni robotnikom, aby dokończyli prace po godzinach.
Nie wiem, jaka była reakcja na pismo doręczone przez żonę, Irenę Fibiger, 3 tygodnie po śmierci spadkobiercy założyciela firmy, Arnolda Fibigera. Widzę natomiast podobieństwo w zachowaniu demokratycznie wybranych władz i trzymam kciuki za wszystkich mądrych, przedsiębiorczych rodaków, którzy chcą uczciwie i godnie żyć, o „ojcowiznę” dbają, z władzą polemizują i o swoje się upominają.
A jeśli chodzi o ludzi kultury, czy nie lepiej wydawać pieniądze podatników na dzieła ukazujące tak barwne życiorysy, tak różnorodne postawy, tak wspaniałe pomysły zamiast na nudne, monotematyczne, ekshibicjonistyczne powieści „Big Brother”, których autorzy utwierdzają się w swej atrakcyjności i mądrości samochwalstwem, ilością aborcji, partnerów seksualnych i prezerwatyw dawanych dzieciom w przedszkolu?
Bożena Ratter
a jak spędzą wakacje dzieci polityków PO? i za czyje pieniądze? może ktoś poda przykłady jak będą wypoczywać pomioty PO-wskiej nomenklatury